Różnorodność kulturowa coraz mniej zaskakuje. Otwieramy się na jej wielowymiarowość, a to co nowe i nieznane okazuje się źródłem wielu inspiracji. Podczas kolejnego spotkania Klubu HRBP uwaga ekspertów skupiona była na umiejętnym łączeniu kultur organizacyjnych z tradycyjnymi elementami, takimi jak płeć, wiek, pochodzenie oraz przekonania. Gościem w Olivia Business Centre tym razem w całkowicie odmiennej roli był Ryszard Świlski, Wicemarszałek Województwa Pomorskiego, którego zdaniem różnorodność wynikająca z międzynarodowości najlepiej uwalnia potencjał niezbędny dla rozwoju całego Pomorza.
Rola menadżera podczas spotkania Klubu HR w Olivia Business Centre okazała się wyzwaniem?
Przyznaję, sytuacja dość specyficzna (śmiech). Rzeczywiście, rzadko zdarza mi się być „po drugiej stronie”. Uczestnikami spotkania byli specjaliści, a ja, jak zdaje sobie pani sprawę pochodzę z nieco innej rzeczywistości związanej z zatrudnieniem. Trema była, na szczęście szybko minęła!
Rola menadżera w pana pojęciu niesie za sobą szczególną odpowiedzialność?
Tak, patrząc na rynek pracy i potrzeby obu stron zadanie jest ultra trudne. Dawniej pracodawcy otrzymywali szansę wybierania pracowników. Dziś sytuacja się odwróciła – oczekiwania ubiegających się o zatrudnienie są adekwatne do kompetencji, a potrzeby definiowane precyzyjne. Poprzeczka zawieszona jest wysoko, zmiana systemu wartości wymaga od pracodawcy umiejętnego odnalezienia się w nowych rozwiązaniach, których szczęśliwie jest coraz więcej. Moim zdaniem, z perspektywy całej złożoności procesu specjaliści zajmujący się rekrutacją nie mają wcale łatwego chleba.
Jak pana zdaniem pomorscy przedsiębiorcy radzą sobie z różnorodnością kulturową? Jesteśmy na nią gotowi?
Uczymy się tego. Jednak obserwuję, że w wielu momentach nie jesteśmy nadal gotowi.
Co zawodzi, czego nam brakuje?
Proszę zwrócić uwagę, że świat w rejonach miejskich wygląda zupełnie inaczej. Trzeba sobie jasno i wyraźnie powiedzieć, że poza Trójmiastem ten obraz ulega zmianie. Brakuje większej otwartości i zaufania. W dokonywanych wyborach nadal jesteśmy nadmiernie konserwatywni, nie nauczyliśmy się jeszcze myślenia, które określiłbym, jako odrobinę wizjonerskie. Przeszłość odcisnęła na nas piętno i musi upłynąć czas, aby wszystko się zmieniło. Wiedząc o tym, próbujemy docierać w miejsca, w których ta zmiana jest niezbędna. Z ramienia Urzędu Pracy staramy się jeździć po Pomorzu, spotykając się i rozmawiając o różnorodności z przedsiębiorcami w każdym powiecie. Widzimy, jak to jest.
Jak?
Im dalej od Trójmiasta, tym otwartość jest mniejsza. Bliżej wygląda lepiej.
Działa strach przed nowym, innym, nieznanym?
Spójrzmy na to, co dzieje się w przestrzeni publicznej. Niestety w różnego rodzaju mediach, jak również organizacjach wypuszczane są sygnały, abyśmy zadbali o „naszego” pracownika. Zadaję pytanie, gdzie jest ten nasz? Pracownik dokonuje wyborów, przemieszcza się, wyjeżdża, a my musimy szukać na jego miejsce innych rozwiązań w postaci osób, które chcą tu przyjechać i zaaklimatyzować się pod względem pracowniczym, edukacyjnym i kulturalnym. Ta zamknięta przestrzeń drzemie w środku nas. Odbiór jest negatywny, bo mamy przesądy, które w wielu momentach przeważają.
Potrzebna jest praca u podstaw?
Tak, tylko w taki sposób uda nam się przełamać pewne stereotypy. Jeździmy, rozmawiamy, zapraszamy inne instytucje do wspólnej dyskusji.
Kto chce rozmawiać?
Inspekcja Pracy, przedstawiciele ZUS czy Służby Graniczne. Chętnych jest wielu, rozumieją, że wiedza i wymiana doświadczeń sprawią, że będą w stanie udzielać realnej pomocy, która sprosta oczekiwaniom przybywających do nas. Klasyczne „nie mogę”, które było wynikiem kwestii administracyjnych chcemy wspólnie przekuć na „w czym mogę pomóc”, kompleksowo rozwiązując problemy. Krok po kroku uczymy, pokazujemy, jak można działać. Niestety, jest jeszcze wiele do zrobienia i to nie tak, że czarodziejska różdżka w ułamku sekundy uzdrowi pewne zasady działania. My, poruszając się w zakresach, w których formalnie możemy, staramy się również wywierać wpływ na Urząd Wojewódzki w kwestiach – przykładowo – różnych pozwoleń, jakie osoby z zagranicy powinny uzyskać w odpowiednim czasie. W jak najkrótszym, ponieważ przeciąganie terminów sprawi, że zgubimy walory. Otwarte granice powodują, że Czesi już zaczynają korzystać z zasobów ludzkich, na których to właśnie nam zależało. Za chwilę my zaczniemy gasić światło, bo nie będzie miał kto u nas pracować.
Złoty środek jednak nie istnieje?
Nie. Wszystko leży u podstaw wychowania i edukacji. Młode pokolenie jest zdecydowanie bardziej otwarte.
Dlaczego różnica jest widoczna?
Młodzi nie zaznali nigdy tzw. zamkniętej granicy. Nie musieli wyrabiać sobie paszportu. Możliwości sprawiły, że to, co dla wielu starszych było niesamowite i prawie poza zasięgiem, dla nich jest na wyciągnięcie ręki. Nie boją się sąsiednich kultur, są na nie otwarci, a fascynacja sprawia, że chętniej i łatwiej odnajdują się w tych pozornie dzielących nas różnicach.
Dla starszych nie ma nadziei?
Proces otwartości potrwa po prostu dłużej. Naszą rolą jest nie tylko oswajać, ale przede wszystkim przekonać, że różnice nie muszą być źródłem kłopotu i strachu. Czasem problem tkwi tylko i wyłącznie w tym, że ci starsi nie mieli po prostu okazji zetknąć się np. z innymi kulturami. Gdy taka okazja się pojawia, problem znika. Najczęściej boimy się tego, czego nie znamy.
Jak na krajowej mapie wypada pomorska otwartość?
Jesteśmy pionierami, a nasze inicjatywy stawiane są za przykład. Pokazały, że otwartość w Gdańsku jest i była zawsze większa. Ma to związek zarówno z centrum emigrantek i emigrantów, jak i z przekazem, z którym szliśmy przez kilka ostatnich miesięcy mówienia do przedsiębiorców „otwórzcie się”. Podajcie innym rękę, tak jak kiedyś nam gdańszczanom i pomorzanom się pomagało. Ludzie w innych regionach widzą nasze działania i ich efekty. Pytają, trochę kopiują, wszystko zależy od specyfiki miejsc, inaczej wygląda aglomeracja warszawska, inna sytuacja dzieje się na Południu, a inaczej na Pomorzu – każde miejsce ma specyfikę.
Ilu lat potrzeba, by wydarzyła się zmiana?
Nie możemy czekać i nie wolno nam zapominać o działaniach informacyjnych i edukacyjnych, pokazujących kulturę i jej ofertę w poszczególnych miastach. Sprawdza się siła reklamy szeptanej – gdy ktoś powie, przyjeżdżaj do Gdańska – dobrze się żyje, tu jest najlepiej, ci ludzie przyjadą. Nie musimy się ogłaszać, możemy zachęcać i pokazywać, że warto pracować na Pomorzu. Wszystko po to, by poszczególnym osobom udało się znaleźć miejsce idealne do życia, nauki i rozwoju. Czas płynie, a dla nas każdy nie wykorzystany dzień jest stracony. Jeśli za kilkanaście miesięcy otworzą się granice dla innych pracowników, to my już tu za chwilę nie będziemy mieli żadnych szans.
Rozmawiała: Dagmara Rybicka, Olivia Business Centre
Więcej o spotkaniu Klubu HRBP z udzialem Wicemarszałka Ryszarda Świlskiego