Już starożytni mieli przekonanie, że „navigare necesse est”. Racja! Jak mówią wilki morskie ten błękit uzależnia, a jeśli dodać widoki mamy sposób na doskonały relaks. Pewnie dlatego łopot żagli szybko stał się jej największą pasją. Mimo, że zdarzają się mrożące krew w żyłach przygody, wysoka fala i opór materii w postaci silnika, świat z perspektywy wody jest wspaniały, podkreśla Magda Śmigiel z agencji Yazgot, na co dzień rezydująca w O4 Coworking, absolwentka kursu na patent żeglarski organizowanego przez Olivia Sports.
Weekendy pod żaglami wymyśliłaś przez przypadek?
Przygoda z żeglarstwem ma swój początek w Szwecji na pokładzie świeżo kupionej motorówki kuzyna. Zabrał nas na przejażdżkę po pięknych göteborskich wodach, z mnóstwem bezludnych wysepek, na których można w samotności zjeść, usiąść, odpocząć w towarzystwie krabów (śmiech). W pięknych okolicznościach przyrody i przy idealnej pogodzie. Czego chcieć więcej?
Własnej łodzi?
Najpierw uświadomiliśmy sobie z mężem, że mieszkamy nad morzem i całkowicie tego nie wykorzystujemy. Drugą myślą był kurs żeglarski, na który zdecydowałam się bez pewności, że jakoś bardzo mnie to zainteresuje. Raczej zależało mi na tym, aby przekonać się, jak to wygląda.
Trudny był to debiut?
Przy pierwszym zejściu na wodę nie potrafiłam zupełnie niczego, chociaż w dzieciństwie otarłam się o żeglarstwo. Na obozie uzyskałam patent i ten kurzył się przez lata w piwnicy. Teraz wszystko okazało się inne, nowe. Przede wszystkim łódka, na której udało mi się jedynie obsłużyć jedną linkę foka (śmiech).
Jednak przyszłaś na kolejne zajęcia!
Dla takich bajecznych widoków musiałam! Krok po kroku zaczęłam korzystać z zajęć prowadzonych przez Mateusza Kusznierewicza w ramach Olivia Sports. W październiku ubiegłego roku mieliśmy ostatnie pływanie i czas, aby przez zimę dojrzeć do decyzji, czy kontynuować zajęcia. Po tej przerwie zgłosiłam się do Mateusza już z nastawieniem, że będzie to moje hobby.
Jak wyglądają zajęcia z mistrzem Mateuszem Kusznierewiczem w ramach Olivia Sports?
Spotkania rozpoczynała część teoretyczna, w trakcie której Mateusz lub inna osoba omawiają, czym dokładnie zajmiemy się na wodzie. Pojawiają się ciekawe pytania dotyczące żeglarstwa. Następnie zgłaszają się osoby posiadające uprawnienia żeglarskie lub umiejące żeglować, do których dołączają amatorzy, tacy jak ja. Potem regaty lub w przypadku kompletnej flauty inne morskie zabawy (śmiech).
Jak wyglądał początek kursu na patent?
Najpierw na zajęciach otrzymywaliśmy informację, że w 2019 roku będzie organizowany kurs. Potem otrzymaliśmy zaproszenie i wszystkie niezbędne informacje mailem. No i zgłosiłam się. Kurs był zorganizowany w ramach Akademii Żeglowania, ale zajęcia teoretyczne odbywały się w OBC, co było bardzo pomocne. Oszczędzało czas dojazdu.
Fot. Archiwum prywatne Magdy Śmigiel. Dziękujemy!
Kiedy patent jest w zasięgu?
Po miesiącu pływania w ramach kursu – 4 godziny w sobotę i 4 godziny w niedzielę plus 4 godziny teorii tygodniowo – zwieńczonego egzaminem.
Nie uwierzę, że poszło, jak z płatka!
Nie obyło się bez przygód. Zaliczyłam nawet kąpiel, która – ku mojemu zaskoczeniu – jeszcze bardziej zmotywowała mnie do dalszej zabawy. Zresztą do tej pory nie jest łatwo, bo to nie tak, że stoisz, a łódka sama płynie. Skomplikowana jest liczba „sznurków”, nad którymi trzeba zapanować, dlatego wyzwaniem samym w sobie jest próba wypłynięcia, powrotu i zacumowania cumując tam, gdzie się powinno. Nic nie jest proste, począwszy od wiatru, który cię spycha, przez uruchomienie silnika, o które zwyczajowo proszę męża, bo wymaga wielkiej siły, na postawieniu żagli kończąc. Naprawdę, z łódki można zejść równo zmachanym – ręce bolą, na dłoniach otarcia, zakwasy, gdzie się da, bo wszystko robisz w kucki. Na większych, bardziej zautomatyzowanych łodziach jest to prostsze, ale jest mniej zabawy. Pytanie, co kto lubi.
To sport, czy jednak relaks?
Trudno powiedzieć. Dyscyplina, która wbrew pozorom wymaga zaangażowania w zamian fundując niesamowite przeżycia. Dla mnie bomba, bo ja lubię się napracować!
Ta sławetna kąpiel była chrztem bojowym?
Czy ja wiem? Myślę, że jest wielu, którzy nigdy nie znaleźli się za burtą. Ja wyszłam z tego obronną ręką, jedynie ze zranioną dumą. Od lat mam problem, że boję się dużej wody, więc żeglarstwo jest dla mnie również sposobem na odczarowanie tego problemu. Pomimo kilkudziesięciu wypływanych godzin stale pamiętam, że woda to żywioł, który wymaga rozsądku, doświadczenia i pokory. Na kursie przekonałam się, że niczego nie można bagatelizować, nawet pozornie błahe elementy mogą doprowadzić do wypadku. Jak lina nawijana na kabestan. Wystarczy, że włożysz palce, a żagiel nagle nabierze wiatru – wtedy jest potężna „ała”.
Myślisz, że patent jest dla każdego?
Dla chcącego. Podchodząc do tematu poważnie i sumiennie pracując na kursie nie będzie kłopotu ze zdaniem egzaminu. Ten składa się z dwóch części – pisemnej w postaci testu i praktycznej, gdzie wypływamy w morze i w obecności egzaminatora wykonujemy samodzielnie wskazane manewry. Ci są wyrozumiali, ponieważ patent zdajemy na zupełnie nowej dla nas łodzi, a jak wiadomo, najważniejsze jest, aby dobrze poznać sprzęt. Zaczynasz egzamin z poczuciem, że nic nie wiesz, na szczęście wrażenie porażki bardzo szybko mija, ponieważ egzaminator daje duże wsparcie, a przy okazji ocenia sposób twojego zachowania na morzu, stopień opanowania podstaw i w ogóle stopień opanowania nerwów (śmiech).
Na co pozwala patent?
Umożliwia wypożyczenie łodzi i rejs np. do Władysławowa, czy Szczecina! Zgodnie z zasadami nie oddalając się od brzegu na więcej niż 2 mile morskie jachtem o długości kadłuba do 12 metrów. Nie mogę też pływać po wodach morskich nocą.
Potem jest kolejny stopień wtajemniczenia?
Tak, sternik, na którego kurs powoli się szykuję.
CHCESZ WZIĄĆ UDZIAŁ W KOLEJNYM KURSIE OLIVIA SPORTS NA PATENT ŻEGLARZA JACHTOWEGO I STERNIKA MOTOROWODNEGO? ZAJRZYJ KONIECZNIE TUTAJ!
Rozmawiała: Dagmara Rybicka, Olivia Business Centre