Swój świat dzieli na dwa. Jest w nim miejsce dla tych, których kocha i tych, którzy jej potrzebują. Społeczniczka z krwi i kości, jak mało kto potrafi żonglować dobą tak, by ta była z gumy. Odznaczona Brązowym Krzyżem Zasługi przez Prezydenta RP nie spoczęła na laurach, natychmiast angażując się z pasją w nowe wyzwanie. Oto jest cała Kasia. Katarzyna Laskowska – wolontariuszka w schronisku dla bezdomnych zwierząt, którą wita nas z uśmiechem w gościnnych progach Agencji Rozwoju Pomorza w Olivia Business Centre.
Twoja doba jest z gumy?
Pytasz o schronisko? Ja zawsze starałam się być użyteczna, a jeśli chcemy robić coś dla innych ta doba właśnie się rozciąga (śmiech). Jak mawia mój mąż „Kto chce szuka sposobów, kto nie chce szuka powodów”. Wolontariuszką jestem przez całe życie. Przez wiele lat byłam instruktorką harcerską w ZHP w Gdyni. Kiedy służba i intensywna przygoda z dziećmi i młodzieżą dobiegła końca poczułam, że muszę znaleźć pole, na którym będę się realizować.
Rodzina i praca to za mało?
Potrzebuję godzić te dwa „światy”, tym bardziej że wolontariat jest dla mnie rzeczą naturalną. Wierzę, że swoją postawą wpajam moim synom, że wolontariat to pasja, ale i nasz obywatelski obowiązek.
Społeczniczka z krwi i kości?
Tak. W 2011 moje zaangażowanie docenił ówczesny Prezydent RP Bronisław Komorowski, który przyznał mi Brązowy Krzyż Zasługi za działalność społeczną.
Zwierzaki przez przypadek?
Z pasji i miłości. Odkąd pamiętam w naszym domu było zawsze miejsce dla każdego zasmarkanego kota i zziębniętego psa. Zwierzęta, które mieliśmy nie były kupowane, nigdy z hodowli – nie dlatego, że rodzice szczędzili pieniędzy, ale z przekonania, że potrzebujące zwierzę samo cię znajduje. W pewnym momencie wymyśliliśmy z bratem, że chcemy skończyć szkolenie i zacząć wolontariat w gdyńskim „Ciapkowie”, które okazało się miejscem, gdzie realizując siebie pomagamy innym.
Na czym polega szkolenie?
Dowiadujesz się najpierw w teorii, a potem w praktyce, jak zachowują się zwierzęta, jak ustalają relacje i jak ty powinieneś się w tym odnaleźć. Schronisko to nie dom – trafiające tu bezdomniaki często mają balast w postaci dramatycznych historii, mierzą się z traumami, więc wiedza jest niezbędna, by umiejętnie się z nimi obchodzić. Praktyka w tym przypadku to tak naprawdę egzamin, który pokazuje twoje umiejętności. Przykładowo, dostajesz zadanie, aby wyprowadzić psa z boksu.
W czym kłopot?
Niby nie ma, ale co zrobisz, gdy psów jest 8, a ty masz zabrać tego wyznaczonego? Uwierz mi, to trudne! Podobnie, jak wejście do psa, który przez cały dzień jest zamknięty. Gdy otwierasz boks jest podekscytowany, skacze, podgryza cię z radości, więc musisz wiedzieć, jak się zachować, by nikomu nie stała się krzywda, a pies nie uciekł, ponieważ w schronisku trzeba mocno ogarniać rzeczywistość.
Co to oznacza?
Wzmożoną czujność, oczy dookoła głowy z maksimum skupienia na danym psie, ale pamiętając, że trzeba szybko oszacować sytuację, czy z drugiej strony nie idzie inny wolontariusz z podopiecznym. Psy tu mieszkające zachowują się zupełnie inaczej, niż te spotykane na spacerach przed domem. Idąc przez schronisko, nim dojdziesz do bramki prowadzącej do lasu musisz pamiętać, by kumpla na czterech łapach trzymać na krótkiej smyczy po to, by nie doskoczył do innego boksu, nie wyrwał się, nie uciekł. To wcale nie jest oczywiste. Każdy z wolontariuszy ma w swojej historii kilka przypadków, z których wyciągnął trudną lekcję na przyszłość.
Takie standardy panują wszędzie?
Wydaje mi się, że nie. „Ciapkowo” może sobie pozwolić na szkolenia, ponieważ do współpracy garnie się wielu wolontariuszy, którzy na dzień dobry zderzają się z sytuacją zupełnie inną, niż wyprowadzanie psa cioci pod jej nieobecność. Mimo wszystko pracy w schronisku jest tak dużo, że wciąż prowadzony jest nabór osób dorosłych chętnych do pomocy. Każda para rąk się przyda!
Czy Kasia rozumie język psi?
I tak i nie (śmiech). Nie jestem behawiorystką, dużo musiałam się nauczyć, a wiele jeszcze przede mną. O podstawy zadbał nasz pies, którego wzięliśmy ze schroniska. Mamy takie mylne wyobrażenie, że zabierając takiego zwierzaka do domu ten będzie nas tylko całował po rękach i dziękował za okazane serce.
Tak się nie dzieje?
Pies, który trafia do domu zza krat ma swoje lęki i historię. Daleko mu do białej kartki, którą już pierwszego dnia zapiszemy cudownym posłankiem i pełną miseczką. Podobnie jak my potrzebuje czasu, aby oswoić się z sytuacją, ustawić w nowym stadzie relacje i potraktować dom, jako swój. To nie wydarza się na pstryknięcie palcem! Choć zdarzają się też historie psów, które wchodzą do danego domu i zachowują się tak, jakby były w danej rodzinie od zawsze.
Jak radzisz sobie z emocjami?
Schronisko jest miejscem styku historii strasznych i pięknych. Z jednej strony masz ogrom nieszczęścia nagłaśniany przez media, a z drugiej jedno spojrzenie na zdjęcie sprawia, że człowiek jedzie przez cały kraj i zabiera do domu stare, chore zwierzę.
Gdy dzieje się krzywda masz żal do ludzi?
Mam, ale nauczyłam się skupiać wyłącznie na pomocy, wykorzystując czas do maksimum. Szkoda go, by biadolić, że Reksio biedny, a Pimpuś ma chore oczko. Nie na tym to polega!
Jednak szczęśliwe zakończenia dodają skrzydeł!
Pamiętam historię Maksa i Księcia – dwóch terierów, które od zawsze były razem, bardzo ze sobą zżyte. To była jedna z tych adopcji, która nie miała szans, aby się wydarzyć. Stare psy, chore i do tego razem, kto by je chciał? Zadziałała siła mediów społecznościowych, która poruszyła panią z południa Polski. Adoptowała oba.
Umiesz się pogodzić z psią śmiercią?
Umiem, rozumiem prawa natury. Najtrudniejsze sytuacje są dla mnie wtedy, gdy pies nie zdąży do domu. W schronisku mówi się, że odchodzi za „tęczowy most”, jako numer. W sierpniu mieliśmy taki dzień, który dokładnie pokazał, jakie emocje się tu mieszają. Przyjechałyśmy z koleżankami po psa, który miał mieć zdjęcia do kalendarza. My podekscytowane, zwierzak wyprany, wypachniony, wszyscy cieszymy się z przygody, gdy z drugiej strony w boksie obok lekarz weterynarii usypia Rokiego, wiekowego czworonoga, który cierpi z powodu zaawansowanego nowotworu w głowie, bez szans na wyleczenie. Jechałyśmy na tą sesję płacząc. Serce pęka, ale wiesz, że pracą zdołasz pomóc kolejnym.
Polacy otworzyli się na adopcję, czy nadal pies musi być modny?
Zmieniła się sytuacja w większych miastach, co doskonale widać tak u nas, jak i w warszawskim Paluchu, bo psów jest znacznie mniej, niż dawniej. W małych miejscowościach nie jest tak kolorowo. Traktowanie psów na polskiej wsi nadal pozostawia wiele do życzenia. Dotyczy to nie tylko tych trzymanych na łańcuchu, ale też rasowych kupowanych z hodowli, czy pseudohodowli. Jedna z koleżanek opowiadała, że z gmin ościennych do Kościerzyny zdarzało się dostać w wakacje 4 labradory.
Znudziły się?
Wakacje i kłopot. Jednocześnie zauważam bardzo dobrą rzecz – zapanowała moda na adopcje. Coraz więcej osób pochyla się nad losem porzuconych.
Nie mów, że to koniec mody na yorka?
Aktualnie na Maltańczyka. Niestety dla wielu osób pies jest nadal wyznacznikiem statusu społecznego czy panującej mody na daną rasę. Kiedyś na naszych ulicach królowały rottweilery i jamniki. Zwróć uwagę, że teraz jest ich mniej. Teraz na każdej reklamie dewelopera doszukasz się buldożka lub mopsa, co pozwala założyć, że moda wciąż istnieje, ale nie generuje totalnego szaleństwa. Nie mówię, że każdy kto zapragnie psa powinien mieć takiego ze schroniska. Nie, bo nie wierzę w idealny świat, natomiast uczę moje dzieci, że każda decyzja ma swoje uwarunkowania. Pies ze schroniska to uratowane życie. Pies z hodowli to biznes – na jego miejsce lada moment będzie kilka następnych. Ty wybierasz.
Premiera kalendarza za moment. Jest stres?
Tegoroczny kalendarz jest moim pomysłem, który wynika z wyrzutów sumienia (śmiech). Choć chciałabym spędzać w schronisku długie godziny, obowiązki rodzinne i zawodowe mi tego nie umożliwiają. Postanowiłam, że wykorzystam swoje umiejętności i razem z zespołem przygotuję coś wyjątkowego dla Fundacji OTOZ Animals. Pomysł podchwycili inni wolontariusze i stworzyliśmy kalendarzowy dream team. Stres tak, bo to nasz debiut i zaufało nam wiele osób, ale z drugiej strony jest ogromna frajda i wiara w to, że robimy dobrą robotę.
Na kartach pojawią się Bohaterowie o wielkich sercach?
Bohaterami są nasze psy. Jak podkreślają ich „towarzysze”, których znamy ze świata sztuki, nauki i sportu są tam po to, bo potrzebny jest drugi plan (śmiech). Niesamowici ludzie, którym teraz mam okazję raz jeszcze bardzo podziękować za zaangażowanie.
Kto towarzyszyć nam będzie w nadchodzącym roku?
Zależało nam, aby w kalendarzu odnaleźć tych, których znamy i lubimy, a jednocześnie poznać nowe, fascynujące osobistości z naszego regionu. Beata Buczek-Żarnecka, aktorka Teatru Miejskiego ucharakteryzowana na Królową Śniegu, którą gra na gdyńskich deskach. Julia Kamińska, świetnie znana widzom popularnych filmów i serialu „Brzydula”, Joachim Lamża, kreujący najbardziej czarne charaktery, Ania Rogowska, nasza mistrzyni świata w skoku o tyczce, Janusz Kupcewicz, piłkarz z zespołu sławnych Orłów Górskiego, komik Abelard Giza, muzyk Tomek „Lipa” Lipnicki, Sarsa, czy Maciej Kosycarz – w zupełnie nowej roli, pod drugiej stronie migawki. Poznamy też profesora Marka Żukowskiego, światowej sławy fizyka kwantowego z Uniwersytetu Gdańskiego i malarkę Magdę Benedę.
Gdzie i kiedy premiera?
Już 30 listopada w gościnnym Halo Kultura w Gdyni, tam pokażemy kulisy powstawania. Kalendarz będzie dostępny w schronisku „Ciapkowo” i na stronie Fundacji Animalsi. Całkowity dochód ze sprzedaży zostanie przeznaczony na zakup specjalistycznych karm, suplementów, lekarstw i pomocy medycznej dla podopiecznych gdyńskiego schroniska.
W Agencji Rozwoju Pomorza nie narzekają, że pani Kierownik Sekcji Usług Informacyjnych w Dziale Rozwoju Przedsiębiorczości ma drugi etat?
Kibicują, pomagają i wspierają w trudnych chwilach. Mam wielkie szczęście pracować w zespole, w którym przede wszystkim liczą się czyny, a tak popularna „empatia” nie jest tylko definicją. To się jakoś tak dzieje, że zwierzoluby po prostu się przyciągają.
Na zdjęciu w kampanii 10 Wspaniałych OBC obok Ciebie jest Reks, to przypadek?
Nie sądzę (śmiech). Po wielu latach stróżowania w jednej z firm Reksa z dnia na dzień oddano do schroniska. Działalność została zamknięta, a on – żywy alarm – nie był już potrzebny. O taki ostatni „karton” podczas wyprowadzki nikt nie chciał zadbać. Wierzę, że ten przyjazny, grzeczny i kontaktowy psiak zatrzyma czyjeś spojrzenie na dłużej dostając od losu szansę, by nadchodzące święta spędzić we kochającym i ciepłym domu, obok troskliwych ludzi, których niestety nigdy nie miał. Jestem pewna, że to co dobre dla niego właśnie się zaczyna! Może zauważy go któryś z rezydentów OBC?
Więcej o kalendarzu charytatywnym na rok 2020
Rozmawiała: Dagmara Rybicka, Dział Komunikacji Olivia Business Centre